AFGANISTAN RELACJA BOR-OWIKA - JAN JAGODA, WŁADYSŁAW ZDANOWICZ

AFGANISTAN RELACJA BOR-OWIKA

4.00 Oceń książkę!

Autor: JAN JAGODA, WŁADYSŁAW ZDANOWICZ

Wydawnictwo: Oficyna Wydawnicza Branta
ISBN: 9788361668039
EAN: 9788361668039
Format: 235 x 165 x 0
Oprawa: broszurowa
Stron: 248
Data wydania: 2009
Gdzie kupić tanią książkę?
książka
31.50
Książka w Twoim domu w ciągu 48h
"Ktoś stwierdził, że nowa polska książka o Afganistanie po publikacjach pana Jagielskiego i Sikorskiego nie ma sensu. Nie zgadzam się z nim, tym bardziej że jest to zupełnie nowe spojrzenie na Afganistan, i to człowieka, który patrzy na to z pozycji prostego żołnierza, funkcjonariusza Biura Ochrony Rządu, a nie dziennikarzy, których obowiązują inne zasady i którz! y mają dostęp do innych informacji". Autor (...) "Już wcześniej nas poinformowano, że CASA najpierw wyląduje w Bagram, więc nie było to dla nas zaskoczeniem, choć na skacowanych przedstawicielach mediów zrobiło to duże wrażenie i pozwoliło niektórym z nich w ekspresowym tempie dojść do stanu używalności. Nie ukrywam, że także odczułem podejście żołądka do gardła, ale na szczęście samo lądowanie przebiegło bez kłopotów. Prawie natychmiast samolot skręcił w bok i po chwili stanęliśmy pod betonowymi hangarami, gdzie wreszcie wyłączono silniki i można było odetchnąć z ulgą. Zaniepokoiło mnie, że przez długie minuty nic się nie działo, drzwi nadal były zamknięte i czekaliśmy nie wiadomo na co. Aby zabić czas, oglądałem przez luk kolejne lądujące samoloty i muszę przyznać, że byłem zaskoczony tak dużym ruchem na tym niewielkim lotnisku. Jak zwykle w takich sytuacjach, najlepiej poinformowani są dziennikarze, którzy głośno spekulują, że nie możemy opuścić wnę! trza dopóki ktoś z lokalnych urzędników nie sprawdzi naszych wiz, ale do mnie to nie trafia, bo przecież jesteśmy na terenie bazy wojskowej i tutaj obowiązują inne przepisy. Obok nas kołuje amerykański transportowiec C-5 Galaxy i oglądam go z zainteresowaniem. Potwór jest większy od jumbo jeta przystosowanego do przewiezienia sporego oddziału z czołgami i przy nim nasza CASA wygląda jak syrenka przy ciężarówce. Z konsternacją dostrzegam, że staje obok nas, opuszcza tylną klapę i do jego środka są wnoszone metalowe trumny, okryte amerykańskimi flagami. Jak na pierwsze spotkanie z Afganistanem, to nie jest pozytywne wrażenie. Zresztą nie tylko dla mnie, bo wszyscy milkną i odchodzą od okien, aby tego nie obserwować". (...) "Mamy pierwszy wyjazd z ambasadorem i od razu pierwszy zgrzyt między nami. Nie chodzi nawet o to, że wbrew wcześniejszym ustaleniom spóźnił się dwie godziny, ale okazało się, że jedzie z nami także Ambi i wszystko się komplikuje, bo nie chce, aby Doctor siedział obok nich na tylnym siedzeniu. Nie pomaga tłumaczenie, że to jedyny sposób, aby ochraniać także tę stronę, bo przecież gdyby siedział w środku na przednim siedzeniu, to tylko będzie przeszkadzał. Zgodnie z decyzją ambasadora jedziemy w trójkę i do tego wybrał drogę przez centrum miasta, gdzie nie ma sposobu na ominięcie bazaru. Oczy wkoło głowy, w okolicy bazaru trafiamy w korki, gdzie przechodnie nie zwracają uwagi na jadące pojazdy i wchodzą nam przed maskę. Salim trąbi i krzyczy, ale jedyny skutek to odwrócona w naszą stronę głowa i ślina spływająca po naszej szybie. Wreszcie jesteśmy w ISAF, która od miasta jest odgrodzona pięcioma strefami betonowych zapór, ale! i tak nie chcą nas wpuścić do środka, wskazując wymownie wzrokiem na kierowcę. Nie mamy o czym dyskutować, pojazd z Salimem zostaje na zewnątrz, pozostali mogę wziąć przepustki i wejść do bazy. Ambi burzy się, pokazując dokumenty dyplomatyczne, ale strażnicy są niewzruszeni, oni mają swoje przepisy i dokładnie według nich postępują. Nawet gdybyśmy mieli bagee, czyli specjalne wojskowe przepustki, to i tak lokalny kierowca nie ma prawa przekroczyć bramy". (...) "W połowie drogi słyszymy za sobą odgłos wystrzałów i wybuchające granaty, więc zerkam ma attache i orientuję się, że nie jest z nim dobrze. Jest blady, twarz lśni mu od potu, a ręce tak mocno ściskają kierownicę, że dziwię się, że nic jeszcze nie pękło. - Masz jakąś broń? – próbuję rozładować napięcie w samochodzie. - Broń?..- jest w szoku.- Nie… Nigdy jej nie potrzebowałem. - I nadal tak będzie.- zapewniam go, ale na wszelki wypadek wyjąłem Glocka i wsunąłem mu do kieszeni.- Będziesz się czuł pewniej. – tłumaczę mu widząc, jak wpatruje się we mnie.- Nie musisz strzelać, ważne że masz ją ze sobą. W razie kłopotów trzymaj się mnie… Obaj.- dodaję głośno, bo dostrzegam przerażone oczy Krzesimira w lusterku. Jakby tego było mało wyprzedza nas na sygnale policyjny konwój, zatrzymuje się na ulicy, blokując nam przejazd, i wyskakują z niego uzbrojeni ludzie. Chwila namysłu i nasze toyoty posłusznie stają tuż przed nimi, a dowódca już z daleka opuszcza szybę i krzyczy coś do nich wskazując na biało-czerwoną banderę na swoim ramieniu. Jeden z policjantów wskazuje nam pobliską ulicę i gestem dłoni nas pogania. Noga na gaz i posłusznie mijamy blokadę, aby po chwili zniknąć w bocznej uliczce. Trwa to chwilę, zanim ponownie trafiamy na główną drogę i mamy nadzieję, że już więcej nie czekają na nas żadne niespodzianki. Dwa kilometry dalej mijamy dwie spalone i rozdarte wybuchem toyoty, które jeszcze wczoraj były białe, takie same jak nasze. Wreszcie jest wjazd do bazy gdzie nasi dyplomaci muszą przeprowadzić ważne rozmowy, bo nie chce mi się wierzyć, że ryzykowali swoim i naszym życiem dla jakiegoś drobiazgu. - Gdzie jest sklep PX? – pyta Ambi i jestem załamany. Okazuje się, że szukamy kilku butelek wina do sprawdzenia, czy będzie się nadawało na przyjęcie, które ma się odbyć za kilka miesięcy. Ktoś tu z nas jest chory, ja albo nasi szefowie, ale wolę nie rozwijać swoich myśli, choć po minie można poznać, jakie mam o tym zdanie. Po zakupach ambasador zaprasza nas na pizzę, ale jeśli myśli, że w ten sposób nas uspokoi, to się myli. Grzecznie, ale stanowczo dziękujemy tłumacząc, że podczas służby lepiej mieć puste żołądki na wypadek postrzału. Nie jest usatysfakcjonowany naszym tłumaczeniem, ale nie komentuje tego. Wzrusza tylko ramionami i znika w środku pizzerii w towarzystwie podwładnych, podczas gdy my obserwujemy latające nad bazą amerykańskie śmigłowce. Jak na nasz gust latają za nisko i cały czas zmieniając wysokość lotu, jakby spodziewali się ostrzału".

Książka "AFGANISTAN RELACJA BOR-OWIKA"
JAN JAGODA, WŁADYSŁAW ZDANOWICZ